Najjaśniejsza Pani Cesarzowa Joasia, zabroniła nam w weekend jechać w Słoneczne, ze wskazaniem, że mamy się zmierzyć z czymś poważnym, choć nietrudnym. A przy okazji miało się dobrze złożyć, że Jaśnie Oświecona Pani rezydowała akuratnie w Moku. Pokręciliśmy trochę nosem, no ale cóż, rozkaz to rozkaz. W sobotę późnym popołudniem wpakowaliśmy się w 159 i mocnym składem (Nitka, Marian, Romuś i wyżej podpisany) obraliśmy kierunek południowy.

Panorama z Głodówki
Na miejscu okazało się, że warun spinaczkowy jest jednak fatalny (powyżej 1800 wylana „polewka” lodowa), więc nawet nie podchodzimy do Moka, przygarniamy Yelona, Cesarzową i Bartka i instalujemy się na Głodówce. Podczas degustacji Śliwki, poruszane są oczywiście fantastyczne tematy typu „kreska kropka na mapie to jednak nie ścieżka”.
Skoro świt budzi nas piękne słońce, Cesarzowa&Co lecą do Żywca, a my decydujemy się na jakiś lajtowy trening po Słowacji. I tu jednak był fail, bo po minięciu Tatrzańskiej Kotliny, po południowej stronie Tatr pokazuje się jedna wielka chmura. No to co robić? W Słoneczne? Hart pięknoducha zwycięża i idziemy Doliną Białej Wody w kierunku Polany pod Wysoką.
No i w zasadzie tyle można napisać, widoki są niezłe, do pierwszej polany można dojechać dziecięcym wózkiem (jakieś 30-40 min od auta), potem już tylko nużący marsz lasem.
Dwa ostatnie zdjęcia są autorstwa Nitki.